Załóżmy, że nasz rodzimy turysta miał pecha i rzeczywiście nabawił się malarii. Wrócił do kraju, pojawiły się objawy – co robić dalej? Sprawa kluczowa to precyzyjna diagnoza. Jak się już dowiedzieliśmy, szereg objawów zimnicy pasuje do innych schorzeń, które nie są niczym egzotycznym. Gruźlica, grypa czy niektóre zatrucia mogą dawać zbliżone lub identyczne symptomy. Oczywiście jeśli lekarz wie, że w ostatnim czasie pacjent przebywał w kraju podwyższonego ryzyka malarycznego, powinien jak najszybciej zweryfikować kwestię. Nie jest to na szczęście trudne, albowiem mikroby malarii można wykryć za pomocą prostego badania krwi. Wtedy już wiemy, na czym stoimy. Obecnie w Polsce mamy trzy placówki medyczne, w których z powodzeniem leczy się przypadki malarii. Działają one w Gdyni, Poznaniu oraz Warszawie.
Należy podkreślić, że malaria nie jest wyrokiem – to choroba w pełni wyleczalna, pod warunkiem, że terapia zacznie się jak najszybciej. Z tym bywa różnie, bo swoiste objawy są często lekceważone. Suma sumarum śmiertelność wśród ludzi chorujących na zimnicę wynosi około 20 procent. To spora ilość, a więc zagrożenie jest realne. Chyba że diagnoza będzie szybka, a leczenie rozpocznie się natychmiast. Głównym narzędziem w kuracji są leki farmakologiczne. Środków jest coraz więcej, niestety wiele z nich daje niepożądane skutki uboczne. Najbardziej popularnym preparatem jest chinina, stopniowo zastępowana przez swój syntetyczny odpowiednik. Największą skutecznością cechuje się z kolei Meflochina.