Chodzą głosy, że dla skutecznego leczenia malarii kluczowa jest pierwsza doba od zakażenia. Jeśli w tym czasie dojdzie do rozpoznania i zacznie się terapia, jest duża szansa na to, iż pacjent wróci do pełni formy, a jego życie nie będzie zagrożone. Nie do końca jest to prawda, albowiem każdy przypadek jest inny, a sama malaria występuje w różnych postaciach. Możliwe, że objawy pojawią się później niż w ciągu kilkunastu godzin od infekcji i wówczas nadal możliwe jest pełne wyleczenie. Prawdą jest natomiast to, że im szybciej terapia się rozpocznie i im szybciej padnie trafna diagnoza, tym dla chorego lepiej.
Zanim udamy się w rejon zagrożony zimnicą, warto sprawdzić, jaki szczep wirusa występuje tam najczęściej. Jeden z nich jest wyjątkowo niebezpieczny. Mowa o zarodźcu sierpowatym, po łacinie zwanym Plasmodium falciparum. Jest to aktualnie najbardziej agresywny mikrob wywołujący malarię niosącą za sobą spore ryzyko groźnych dla życia powikłań. Może wywołać nawet zimnicę mózgową, a więc tę, która zabija najwięcej chorych.
Sytuację pogarsza fakt, iż właśnie ten wariant malarii występuje najczęściej na kontynencie afrykańskim, a więc podróż tam wiąże się ze znacznym ryzykiem. Aktualne dane o aktywności zarodźca sierpowatego można znaleźć w internecie oraz w bieżących publikacjach naukowych. Najszybsza diagnoza jest ważna nie tylko na miejscu, gdy akurat przebywamy w rejonie zagrożonym, ale też po powrocie. Gdy pojawi się gorączka, złe samopoczucie – natychmiast trzeba udać się do lekarza. Analiza krwi da odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z malarią.