Osoby udające się do państw, w których występuje malaria muszą zaopatrzyć się w leki, które pomogą oddalić ryzyko zachorowania i mogą się przydać, jeśli już pojawią się konkretne objawy. Rodzi się pytanie, gdzie kupować takie wyroby – czy lepiej uczynić to jeszcze w Polsce, czy może sięgnąć po środki oferowane na miejscu. Druga opcja ma z pewnością spore plusy, bo zazwyczaj na preparaty wydamy mniej aniżeli w kraju.
Oszczędność jest kusząca, ale niekoniecznie pożądana. Nie ma bowiem pewności co do jakości leków na malarię sprzedawanych w Afryce czy w Indiach. W odległych krajach nie obowiązują wyśrubowane normy, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie.
To może oznaczać, że jakość leków pozostawi sporo do życzenia. Na szczęście nad Wisłą można w miarę łatwo nabyć kilka podstawowych środków na malarię o skuteczności potwierdzonej wiarygodnymi badaniami. Pierwszy preparat to Arechin.
Niestety są problemy z jego skutecznością – szczepy wirusa w niektórych rejonach świata są na niego odporne. Dlatego jest on coraz rzadziej polecany przez specjalistów. Obecnie zazwyczaj kupuje się: Lariam, Doxycyclinum oraz Malarone.
Pierwszy trzeba samodzielnie sprowadzić do kraju na zasadzie importu docelowego. W tym układzie czas oczekiwania na opakowanie leku wynosi kilka tygodni. Wracając do kupna preparatów na miejscu – raczej odradzamy.
Kilka lat temu w Kambodży zbadano próbki oferowanych tam leków malarycznych. Aż 60 procent będących w stałej sprzedaży produktów zawierało inne niż deklarowane substancje aktywne lub nie zawierało ich wcale..
.